.

.

poniedziałek, 22 lutego 2010

KOBIECYCH IMION CZAR

N a podstawie zasłyszanych opowieści można wywnioskować, że mało kto lubi swoje imię. Zaczęłam się ostatnio głębiej zastanawiać: dlaczego tak się dzieje? Niektórzy - już jako dorośli potępiają "wątpliwy" gust rodziców, inni zaś ubolewają nad pospolitością swojego imienia. Ja, jako dziecko(ponieważ byłam potwornie nieśmiała) wstydziłam się swojego imienia ponieważ wyróżniało mnie na tle ówczesnych Asiek, Kasiek, Jolek... Kiedy zostałam matką nadałam moim córkom imiona: cichej,chorowitej i słabiutkiej - Karolina Krystyna, filuternej i nadpobudliwej - Dominika Aleksandra.Zastanawiałam się wiele razy, czy nie uległam ówczesnej modzie. Może i tak, ale wtedy wydawało mi się, że takie imiona zgodne z charakterem "przyniosły" sobie same. Mogę tylko potwierdzić, że sprawdziła się ta teoria w ich dorosłym życiu. Zawsze zwracałam się do nich pełnym imieniem i nie wyobrażam sobie po co miałabym je zdrabniać. Pasują do nich tylko w pełnym brzmieniu!
Ale... właściwie to chciałam o czym innym...
HANA, SALA, TALA, NYSZKA, JUTA - czyli kolejno Anna, Salomea, Natalia, Agnieszka, Justyna - to pieszczotliwie "zdrobnione" imiona śląskich kobiet ze starszego pokolenia, jakże piękne w pierwotnym brzmieniu a zarazem twarde i prosto brzmiące w gwarze. Ciężkie jak śląskie powietrze i pozbawiające właścicielkę indywidualnych cech. Nie mam nic przeciwko posługiwaniu się gwarą, dociekam tylko jak dziecko postrzega swoje imię metrykalne i używane potocznie. A może niepotrzebnie - globalizacja zafundowała nam Olivki, Dżesiki, Brajany... Jak się odnaleźć z obcobrzmiącym imieniem?