.

.

niedziela, 27 czerwca 2010

FIOLET Z SZUFLADY



Animatorki z SZUFLADY  rzuciły wyzwanie  w kolorze fioletowym.
Banalnie zabrzmi - ale to mój ulubiony kolor.
Odpowiedzią na wyzwanie jest powyżej zamieszczona  haftowana makatka lub zawieszka (wg uznania).
Pierwsze skojarzenie z kolorem fioletowym, to najczęściej LAWENDA i jej duszny zapach. Ponieważ ostatnio uczę się haftu wstążeczkowego, to siłą rzeczy pierwszy z brzegu kawałek  fioletowej wstążki "robi" tutaj za lawendę. Zdjęcie niestety nie najlepszej jakości, ale fotograf ze mnie marny i po kilkunastu próbach zniechęciłam się i wstawiłam zdjęcie, które może nie oddaje prawdziwego koloru i urody makatki, ale za to pokazuje jej szczegóły.
Grzebiąc w necie, doszukałam się takiej oto wykładni znaczenia koloru fioletowego wg tarota. Nie do końca jestem przekonana do takiej symboliki. Ja lubię kolor fioletowy, ponieważ mnie uspokaja i ułatwia poskładanie myśli.
Znaczenie i symbolika koloru fioletowego, a charakter człowieka
Gdy człowiek identyfikuje się z fioletem to z całą pewnością można powiedzieć, że jest pełny intuicji i uczuć, wielkoduszny oraz władczy.

Ze wszystkich kolorów ten posiada najwięcej intuicji, niczym ametyst pełen jest ducha i myśli. Ci, którzy go wybrali, niekiedy kryją się w cieniu niczym fiołki, w innym zaś czasie są szlachetni i władczy niczym książęta. Posiadają jednak niezwykle (zarówno dla siebie jak i dla innych) zalety. Ich wzrok kieruje się ku gwiazdom raczej niż ku ziemi. Z powodu swojej wrażliwości rzadko i z trudem ufają innym do końca.

Wiele uwagi poświęcają oni sprawom ducha i inni uważają ich za religijnych. Niezależnie jak ich nazwać, przenika ich zawsze głęboka wiara. Czucie jest ich zaletą: umieją pomóc nie tylko sobie, ale i innym w znalezieniu właściwej drogi. Jeżeli do nich należysz, zawsze bądź posłuszny samemu sobie - doprawdy jesteś niczym klejnot wśród ludzi.

Kolor fioletowy to magia zewnętrznej otoczki płomienia, to ślad dymu z kadzidła, to czasami tajemniczy poblask zachodzącego słońca... To wszystko, co niezwykłe, niecodzienne, tajemnicze... Jest to ulubiony kolor ezoteryków i księży, osób, które poszukują odpowiedzi na najdziwniejsze pytania, dotyczące sensu życia i śmierci. To właśnie kojący i wyciszający fiolet pobudza nas do tego, by oderwać się od szarej codzienności i poszukać czegoś więcej, czegoś, czego nie można zmierzyć, zważyć, ani kupić w sklepie.

Kolor ten ubierają osoby zajmujące się własnym rozwojem, interesujące się psychologią i tajemniczą stroną istnienia. Skrajnie podoba się ludziom, dla których jedyny życiowy wyznacznik to treść kazania wygłoszonego z ambony, ludziom, którzy opierają się jedynie na swoim wyznaniu, odrzucając ślepo każdą inną możliwość, ludziom, dla których celem życia jest osiągnięcie zbawienia. W większości wypadków jest to jednak kolor osób, które poszukują, które chcą zrozumieć po co tu przychodzimy, ponieważ tajnym odpowiednikiem fioletu jest BIAŁY.
Chętnie ubieram się na fioletowo. Z makijażem w kolorze lila i fiolet lepiej nie przesadzać, bo pięknie imituje siniaki - wobec czego efekt czasem bywa odwrotny od zamierzonego. Ściany mojego pokoju pomalowałam na kolor lila, nawet w kuchni znalazł sie fioletowy "akcent":

wtorek, 22 czerwca 2010

Niestety, nie leżę sobie pod gruszą...

Noooooo... to nie jest tak, że nic nie robię! Ostatnio mało mnie na blogu, nie mam nastroju do tworzenia. Wiele spraw nie cierpiących zwłoki się nagromadziło do załatwienia i biegam sobie po urzędach wszelakich, doprowadzając do szewskiej pasji siebie oraz miłościwie nam panujących na urzędniczych posadach. Niejedno piękne drzewo oddało życie na stertę papierzyski, które zalegają potem w szufladach. Bo w kraju naszym ukochanym królowa Biurokracja panuje niepodzielnie i żąda podkładki pod podkładkę, zaświadczenia, pośwadczenia, oświadczenia, itp. Nie da się załatwić nic na telefon, fax, mail - pod tym względem jesteśmy jeszcze w powijakach. I to by było na tyle w temacie biurokracji.
Tymczasem moje ręce niespokojne wydziergały letnie ażurowe ponczo w kolorze neonowego seledynu. Uwielbiam poncza, chusty i chałaty wszelkie ponieważ maskują wszelkie niedoskonałości figury oraz pozwalają się "schować" w odzieniu dając poczucie komfortu. Kolor seledynowy - dla elegantek dozwolony jedynie w letnich klimatach, pięknie podkreśla opaleniznę. Zarzuciłam swój namiocik na grzbiet i natychmiast napadła mnie koleżanka z pretensją o to, że nie pomyślałam o niej. Bo ponczo dla matki karmiącej to bardzo wygodne rozwiązanie - i tym sposobem powstaje następne, tym razem biało-seledynowe.
Nieustanny wyścig szczurów obliguje mnie do nieustannego podnoszenia kwalifikacji, w moim wieku nie można sobie pozwolić na chwilę wytchnienia w tym temacie. Poza szkoleniami dotyczącymi ściśle wykonywanej dziedziny pracy ostatnio rozwijam swoje umiejętności wyszarpywania z Unii pieniążków. Przeszłam już cykl szkoleń... i bardzo mnie ten temat wciągnął:

Jako kobieta w pełni świadoma zagrożeń, która niestety pożegnała już kilka koleżanek pokonanych przez raka - co roku w maju i czerwcu zgłaszam się na bezpłatne badania organizowane i finansowane przez moje miasto: obowiązkowo MAMMOGRAFIA i gruntowne badanie "podwozia":

Z niepokojem wielkim przygotowuję się do debiutu w roli... babci:

Ten radosny fakt nastąpi w sierpniu - moja młodsza córka, mam nadzieję szczęśliwie i zdrowo obdarzy mnie wnuczką! Boję się o wiele bardziej niż przed własnym porodem. Teoretycznie jestem już podbudowana lekturą wszelaką, a praktycznie ćwiczę w zaprzyjaźnionej rodzinie na czwórce maluchów w wieku od 5 miesięcy do pięciu lat, dla których jestem "przyszywaną" babcią. Zapewniam was, że taka gromadka wymaga specjalnych talentów logistycznych.
Im człowiek starszy, tym więcej rozmyśla:

Książki pochłaniam od  zawsze. Tym razem typowo wakacyjna lektura:

Wieczorkiem lookam sobie na tv jednym okiem i jednocześnie dziubdziam coś tam, coś tam tralala...:

no i oczywiście.. wespół zespół z Księciuniem lenimy się.. tak tak (bo liniejemy niemal cały rok):

piątek, 11 czerwca 2010

POMOC DEDYKOWANA

Nie mogłam się powstrzymać od napisania tego postu po lekturze komentarzy do wpisu Green Canoe z 10 czerwca dotyczącego pomocy powodzianom.
Podzielę sie z Wami kilkoma refleksjami na ten temat. Można się z nimi z godzić lub nie - ale zawsze warto przemyśleć.
Głosów w kontekście sytuacji powodziowej będzie zapewnie tyle ile dusz w narodzie. I takie prawo daje nam demokracja, macie rację w stu, a nawet w dwustu procentach. Moje osobiste doświadczenia dotyczące sytuacji kryzysowych (mam tu na myśli różne trudne sytuacje w życiu, kiedy to człowiek staje w obliczu różnych tragedii i jest zmuszony rozpocząć życie niejako "od nowa") pozwalają stwierdzić, że pomoc trzeba umieć odpowiednio zaoferować, jak i odpowiednio przyjąć. Rzecz ma się tak samo, jak z komplementami - komplement by sprawił przyjemność musi być szczery. Przyjmując go w sposób naturalny i nie negując jego treści sprawiamy komplementującemu przyjemność. I dokładnie tak samo jest z wszelkimi rodzajami pomocy. Polacy- naród honorny i dumny - nie potrafią w większości przypadków przyjmować pomocy, a tym bardziej o nią prosić. Otoczenie - nie nauczone empatii (bo zważmy na to, że od czasów ostatniej wojny i ciężkich lat stalinowskiego terroru minęło już tyle czasu, że dobrobytem się troszkę zachłysnęliśmy) - po prostu nie wie, jak pomoc taktownie zaproponować lub w jakiej formie pomóc. W pierwszych chwilach po tragedii większość na wyrywki deklaruje pomoc - i niestety z upływem czasu te deklaracje pozostają w sferze werbalnej. Z psychologicznego punktu widzenia jest to tłumaczone następująco: w pierwszym szoku czujemy się albo winni zaistniałej sytuacji, bądź na fali uczuć wyższych w pierwszych odruchach sumienia  deklarujemy pomoc nie uszczególawiając jej, po to by natychmiast uzdrowić sytuację. Najczęściej narzucamy własną formę pomocy nie zastanawiając się zbytnio nad tym, czy ta forma będzie skuteczna i najbardziej właściwa. Sytuacja się przedłuża, problemy rosną, różne kwestie nie znajdują rozwiązania, narastają trudności logistyczne, prawne, zdrowotne. itd,, i co się dzieje? Otoczenie jest po pierwsze zmęczone sytuacją, nie wie jak bądź nie potrafi  już dłużej pomagać z różnych powodów i WYCOFUJE się ze złożonych wcześniej obietnic. Reakcje bywają różne: jedni obojętnieją, inni są oburzeni, jeszcze inni bezradni, roszczeniowi. Podobno takie reakcje są NATURALNE. Musimy - podoba nam się czy nie,przyjąć to za pewnik. Poświęćmy codziennie kilka chwil na małą terapię, poszukajmy odpowiednich tekstów na ten temat w internecie, oddajmy się rozmyślaniom i NAUCZMY SIĘ POMOC DAWAĆ I PRZYJMOWAĆ.

Jeżeli ofiarujesz komuś pomoc :

1. zrób to w sposób godny,
2. nie oczekuj wdzięczności,
3. nie narzucaj się nadmiernie z oferowaną formą pomocy, bo być może jest ona niecelowa

 Jeżeli pomoc przyjmujesz:

1. NIE WSTYDŹ SIĘ I PRZYJMIJ OFEROWANĄ POMOC - nie Ty jeden znalazłeś się w obliczu trudnej sytuacji, różnie w życiu bywa "raz na wozie, raz pod wozem"!
2. Wyraź wdzięczność bez nadmiernego krygowania się i uniżoności,
3. Pamiętaj, że podziękowanie musi wypaść naturalnie,
4. Jeżeli zaoferowana forma pomocy nie satysfakcjonuje cię - zakomunikuj to darującemu w delikatny, acz stanowczy sposób. Możesz zrezygnować z tej formy pomocy lub za pozwoleniem darującego przekaż pomoc innym.

Ja osobiście jestem zwolenniczką pomocy dedykowanej, adresowanej, ukierunkowanej - czy jak tam chcecie to sobie nazwać. Co przez to rozumiem?  Podpowiem kilka prostych i sprawdzonych rozwiązań. Szeroko pojęta pomoc nie musi być zaoferowana w formie pieniężnej. Wielu z nas ma opory co do stosowania tej formy pomocy ponieważ doświadczenie nas uczy, że nie zawsze nasze pieniążki zostają właściwie spożytkowane bądź mamy podejrzenia, że nie trafiły do właściwych osób. Zdarza się wiele takich sytuacji, w których przekazywanie pieniędzy jest kompletnie niecelowe. Tak samo sprawa ma się z pomocą rzeczową ( krew mnie zalewa  kiedy dowiaduję się z tv, że powołane do udzielania pomocy służby na przykład zawożą ryż i makaron na tereny klęski suszy!). Dlatego ważne jest, by zanim w pierwszym porywie niesienia pomocy dokonamy jakiś ruchów - dowiedzieć się, co tak naprawdę jest poszkodowanym potrzebne. Jeżeli wyobraźnia i logika nie podpowiadają nam co to konkretnie  może być, zwróćmy się do innych osób z prośbą o konsultację. W każdej miejscowości na terenach pwodziowych funkcjonuje jakiś sztab kryzysowy, jest wójt, sołtys, straż pożarna, policja, koło gospodyń wiejskich ,,, itp. Nie żyjemy na Alasce, odległości nas nie przerażają bo powszechnie posiadamy środki transportu, komunikacja za pomocą telefonów komórkowych jest możliwa. Z drugiej strony pamiętajmy, że najczęściej powodzianie mają odcięty dopływ gazu i prądu i wobec tego np. nie ugotują sobie ciepłego posiłku (ugotuj wielki gar bigosu lub grochówki i zawieź). Newralgicznym problemem jest brak wody pitnej i środków dezynfekujących,środków higieny osobistej, lekarstw, karmy i paszy dla ocalałych zwierząt.
Zastanówmy się w JAKI sposób możemy pomóc poszkodowanym. Przecież oprócz pieniędzy możemy zaproponować im np. swoje umiejętności, kwalifikacje, wiedzę. Podam tylko kilka propozycji:
1. Jeżeli jesteś prawnikiem, specjalistą od ubezpieczeń - możesz wspomóc potrzebujących ukierunkowana poradą,napisać pozew, wniosek o odszkodowanie,
2. Być może Ty lub ktoś z twoich bliskich potrafi murować, kafelkować, malować, tapetować i ogólnie jest w tej dziedzinie uzdolniony - pojedź i zaproponuj nieodpłatne wykonanie takich prac. Jeżeli nie chcesz pomagać osobom prywatnym, to rozejrzyj się po okolicy - w każdej miejscowości jest przecież szkoła, dom kultury, ośrodek zdrowia, przedszkole, kościół i te wszystkie obiekty również uległy zniszczeniu!
3. Przyjmij na wakacje dzieci z poszkodowanych rodzin, orzechowaj zwierzęta,
4. Możesz pomóc np. w uprzątaniu skutków powodzi - do sprzątania każdy się nadaje,
5. Jeżeli posiadasz wiedzę z zakresu ubiegania się o środki unijne i potrafisz napisać wniosek o dotację - zrób to nieodpłatnie dla konkretnej gminy.

To tylko kilka propozycji.. mogłabym tak wymieniać jeszcze przez całą noc. Może Wy podacie kilka swoich propozycji?

czwartek, 10 czerwca 2010

Trzy maleństwa..





Postanowiłam nauczyć się haftu wstążeczkowego... i jak postanowiłam, tak zrobiłam. Powyżej możecie ocenić pierwsze efekty tych nauk. Takie maleństwa wykonałam, wielkości łyżeczki do kawy. Do doskonałości droga jeszcze długa i ciernista. Aby ułatwić sobie pracę wykorzystałam lnianą siatkę florystyczną, która jest rzadsza niż tradycyjna kanwa. Następne próbki postaram się zrobić na ścisłej kanwie.
Korzystałam z rad zawartych w ilustrowanym poradniku:


Książeczka napisana bardzo przystępnie, niemal "łopatologicznie", ilustracje "krok po kroku" - polecam!

wtorek, 8 czerwca 2010

Broszki - c.d.n.






Chyba wpadłam w nałóg... jakoś tak "same mi się robią" i przestać nie mogę!

środa, 2 czerwca 2010

Coś czerwonego...



Miało być radośnie, energetycznie, pozytywnie...
A tymczasem nawet foty jakieś blade wyszły.
Muszę się doświetlić w solarium,  końca tej mokrej apokalipsy nie widać i z niepokojem obserwuję moje ręce w obawie, że błony pławne mi rosną między palcami. Solarium też ponoć niezdrowe, przy moim szczęściu będę wyglądać po seansie jak stara indianka.
Zakupione w zeszłym sezonie czerwone klapeczki nie doczekały się jeszcze inauguracji i wygląda na to, że znikną w czeluściach szafy. Zrobiłam do nich taką torebko - siatkę, co to pomieści wszelkie damskie utensylia. Broszka powstała niejako do kompletu.

I z rozpędu zrobiłam następne....